poniedziałek, 14 grudnia 2009

Nie małe zamieszanie..

   7 grudnia, w nocy, przyszła na świat, moja przyrodnia siostrzyczka-Hania. Jest naszym małym szczęściem. Chociaż ma zaledwie tydzień, widzę, jak z każdym dniem rozwija się i rośnie:)Kto wie, może kiedyś, jako starsza siostra, sprzedam jej pasję do gotowania?
  Dzidzia urodziła się w czasie, kiedy bezspornie zapada już świąteczna atmosfera.W radiu coraz częściej słychać "Last Christmas", wszystkie sklepy zdążyły wyposażyć się w ogromną, kolorową choinkę , a regały i lady, wzbogaciły mieniącymi się zielenią, czerwienią, lub złotem lampki i ze spokojem znoszą masowe oblężenie.  i choć to wszystko, często spotyka się z wyrazami niechęci, a dla wielu ludzi jest bardzo męczące, ja uwielbiam tę przedświąteczną gorączkę! Każdego roku z utęsknieniem czekam na pierwsze Bożonarodzeniowe ozdoby  i emisje "Nigelli Świątecznie" w TvnStyle. A potem, następuje już tylko słodkie obżarstwo... :)
  
  Podam dziś przepis na tort, który został skomponowany z kilku przepisów. Niedawno gościł na dorocznym, "Barbórkowym" przyjęciu mojej babci i zniknął w mgnieniu oka. Niestety, z kilku powodów nie został sfotografowany, ale obiecuję poprawę. Następnym razem, a ten zapewne nastąpi, zdjęcie się pojawi :)


  Biszkopt (z przepisu Dorotuś):
5 jajek
3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki mąki pszennej
1/4 szklanki maki ziemniaczanej
  
  Trufla:
350g czekolady deserowej
100g masła
300ml śmietany kremówki
75g pokruszonych herbatników
3 łyżki ciemnego rumu
  
  Krem:
1kg serka mascarpone
4 jajka
150g drobnego cukru
200ml advocatu
  Dodatkowo do nasączenia biszkoptu 350ml espresso
  
  Biszkopt cytuję za Dorotuś
  "Białka oddzielić od żółtek, ubić na sztywną pianę. Pod koniec ubijania stopniowo dodawać cukier, dalej ubijając. Dodawać po kolei żółtka, nadal ubijając. Mąki wymieszać, przesiać i delikatnie wmieszać do ciasta (ja to robię na bardzo wolnych obrotach miksera).









Tortownicę o średnicy 20 - 22 cm wyłożyć papierem do pieczenia (ja piekłam w 20 cm, biszkopt urósł do wysokości formy). Boków formy niczym nie smarować, papierem wykładamy tylko dno. Wyłożyć ciasto. Piec w temperaturze 160 - 170ºC około 30 - 40 minut (lub dłużej, do tzw. suchego patyczka).
Gorące ciasto wyjąć z piekarnika, z wysokości około 60 cm opuścić je (w formie) na podłogę. Odstawić do uchylonego piekarnika do ostygnięcia. Całkowicie wystudzić. Przekroić na 3 - 4 blaty.
Uwaga: boki biszkoptu oddzielać nożykiem od formy dopiero jak biszkopt będzie  wystudzony."
  
  By przygotować czekoladową trufle, w rondlu o grubym dnie podgrzej na małym ogniu czekoladę, masło i śmietankę mieszając, aż powstanie gładka masa. Odstaw z ognia. Gdy przestygnie, wstaw na 30 min. do lodówki. Dokładnie wymieszaj i na kolejne 30 min. wstaw do lodówki. Ponownie utrzyj, wmieszaj herbatniki i rum. Wyłóż masę do tortownicy, wyłożonej papierem do pieczenia, na nią połóż jeden z trzech blatów biszkoptu i wstaw do lodówki na 3 godziny.
  
  Na krem, oddziel żółtka od białek, ale zachowaj tylko dwa białka. Utrzyj 4 żółtka z cukrem, aż zrobią się gęste i jasnożółte, a następnie wymieszaj je z likierem i mascarpone, by powstał lekki jak pianka krem. Ubij białka na sztywna pianę i delikatnie połącz z kremem.
  
  Wyjmij trufle z lodówki i delikatnie, oddziel boki nożykiem od tortownicy. Połóż ciasto na paterze i posmaruj pierwszą warstwę kremem. Połóż kolejny biszkoptowy blat i ponownie posmaruj kremem. Przykryj ostatnim biszkoptowym blatem i resztą kremu "otul" cały tort.
  Bon apetit!

wtorek, 1 grudnia 2009

Na temat szarego dnia.

 Dzisiejszy pochmurny dzień, był iście przygnębiający. Szary mrok zdawał się otulać wszystko co obserwowałam przez okno, siedząc na nużącej lekcji chemii. Kiedy w końcu się z Niej wydostałam, zimne krople deszczu oblepiły moją twarz i zawilgociły włosy. 
 Po szybkim posiłku zjedzonym z przyjaciółką, z powrotem popędziłam do szkoły, na lekcję fortepianu. Wykrzesałam z siebie emocje, które nieodłącznie idą w parze z muzyką. Pare poprawek, cennych uwag. Teraz pozostaje mi tylko trzymać kciuki, bym na jutrzejszym koncercie, i potem, poniedziałkowym egzaminie, zagrała pięknie. 
 Trzymać kciuki, z miską ciepłej zupy dyniowej na kolanach, która po męczącym dniu, działa jak lekarstwo i pozwala na chwilę wytchnienia :)



ZUPA KREM Z DYNI
-ok. 800g dyni
-400 ml bulionu warzywnego
-10 g masła
-1 cebula
-1 nieduży por
-20 g cukru pudru
-250 ml śmietany
-sól, pieprz

 Miąższ dyni kroimy na małe kawałeczki i gotujemy w bulionie, aż zmiękną. Wyjmujemy dynię z wywaru i jeszcze ciepłą miksujemy. Ponownie łączymy z bulionem.
 Na maśle podsmażamy cebulę i porę-drobno pokrojone. Posypujemy cukrem pudrem i dokładnie mieszamy. Uwaga! nie należy dopuścić do brązowienia! Miksujemy w malakserze i dodajemy do dyniowego wywaru razem ze śmietaną. Zupę gotujemy na małym ogniu i doprawiamy.


sobota, 28 listopada 2009

Boeuf Bourguignon po wiejsku

 "Pierwszą sztuką świata była- sztuka mięsa!(...) już sztuką, było przyprawienie wody solą i ziołami, by tenże kawał mięsa, odpowiednio przysmaczony, na sztukę mięsa zamienić! Dopiero po należytym posiłku przychodziło człowiekowi do głowy, by sobie pobrzdąkać na cięciwie łuku, owym pradziadku fortepianu, czy wziąwszy kawał węgla z ogniska rysunkiem na ścianie jaskini wyczarować to zwierzę, o którego ustrzeleniu z łuku marzył, a tym wyczarowanym rysunkiem próbował owo zwierzę zaczarować , by łatwiej ustrzelić się pozwoliło. Dając mu futro dla siebie i rodziny i znów materiał na nową sztukę mięsa."
                                                                              
                                                                              Fragment książki "Łyżka za cholewą a widelec na stole"

 Boeuf Bourguignon chodził mi po głowie od obejrzenia filmu "Julie & Julia"( choć dla wielu moich znajomych był okropnie nudzący, mi bardzo się podobał, jednak może po prostu,  jeśli mowa o "tej" tematyce, nie dane jest mi obiektywnie się wypowiedzieć ). Potrawa była w Nim bardzo barwnie opisana , a wokół niej wiele się wydarzyło. Nic więc dziwnego, że ciekawość jej smaku "zżerała mnie" do dziś. Danie jest bardzo smaczne, ale tylko dla tych, którzy lubią wołowinę :) Podczas smażenia i pieczenia alkohol z wina odparowuje, pozostawiając specyficzny, cudowny aromat. Danie jest osobliwym połączeniem kwaskowatości, goryczy i słodyczy :)

 Książka, z której przepis zaczerpnęłam ma dla mnie dużą wartość sentymentalną. Dobrze pamiętam, jak będąc jeszcze malutką dziewczynką prosiłam babcię, żeby podała mi ją z górnej półki kuchennego kredensu. Była taaaka ciężka. Nie ciekawiły mnie dania wytrawne. Moją uwagę zawsze przykuwał ostatni "deserowy" rozdział. Przyglądałam się smakowitym ciastom i wyobrażałam sobie, że je przygotowuję :)




Boeuf Bourguignon po wiejsku - Pol Martin "Sztuka gotowania na co dzień"

- 2 łyżki lekkiego oleju
- 1,8 kg wołowego mięsa z karkówki lub rostbefu, okrojonego z tłuszczu, bez kości
- 4 zblanszowane ząbki czosnku
- liść laurowy (dodałam 2)
- 1/4 łyżeczki tymianku
- 1/2 łyżeczki bazylii
-  łyżka posiekanej świeżo natki pietruszki
- 3 cebule pokrojone w ćwiartki
- 1/3 szklanki mąki
- 2 szklanki wytrawnego czerwonego wina
- szklanka wywaru wołowego
- łyżka mąki kukurydzianej
- 3 łyżki zimnej wody
- sól i pieprz

 Nagrzać piekarnik do temperatury 180 st. C
 Rozgrzać olej w pojemnym żaroodpornym naczyniu na dużym ogniu. Włożyć mięso i obsmażać 8-10 minut. Zrumienić ze wszystkich stron.
 Dodać czosnek, liść laurowy, tymianek, bazylię i natkę pietruszki. Dobrze przyprawić. Dodać cebulę i smażyć jeszcze 4-5 minut na dużym ogniu.
 Dodać mąkę, wsypując ją po trochu przy przewracaniu mięsa. Smażyć jeszcze przez następne 4-5 minut na średnim ogniu.
 Dobrze przyprawić mięso, wlać wywar wołowy i wino. Zagotować. Przykryć i wstawić na 3 godziny do piekarnika. Przwrócić mięso kilka razy podczas pieczeczenia.
 Przełożyć mięso na półmisek i przygotować do pokrojenia w plastry. Jeśli sos nie jest dostatecznie gęsty, zagęścić go mączką kukurydzianą bardzo dokładnie rozprowadzoną w zimnej wodzie.
 Potrawę podawać z ziemniakami, lub zapiekanymi pomidorami.


niedziela, 22 listopada 2009

Tiramisu

  Tiramisu to, w moim przypadku, namacalny dowód na to, że smaki się zmieniają :) Pierwsze, które jadłam szczerze mi nie smakowało. Krem z serka mascarpone kompletnie mi nie podchodził, a biszkopty uznałam za zbyt kawowe i rozpadające się. Pewnie byłam trochę za mała, żeby docenić te aromaty, bo dziś Tiramisu jest numerem jeden wśród deserów, które znam. Czasem zdarza się, że razem z mamą i siostrą jemy Mascarpone łyżeczką prosto z pudełeczka, mimo jego wysokiej zawartości tłuszczu i kalorii :) Nie wspominam już o mascarpone pod postacią gotowego kremu, który gdybym mogła, zjadłabym w trakcie przygotowywania.
 Przepis na Tiramisu pochodzi z książki 'Nigella Ekspresowo'.
 Bon apetit!

-350ml espresso (z 350ml wody i 9 łyżeczek kawy rozpuszczalne), ostudzone
-250ml likieru Baileys Irish Cream
-400g podłużnych biszkoptów
-2 jajka
-75g drobnego cukru
-500g sera mascarpone
-2 1/2 łyżeczki gorzkiego kakao

 W płytkiej misce wymiesza kawę ze 175ml likieru. Zanurz biszkopty w przygotowanym płynie, żeby nasiąkły z każdej strony i były miękkie, ale nie ociekające. Wyłóż biszkoptami dno kwadratowego szklanego naczynia o boku dł. 22 cm.
 Oddziel żółtka od białek ale zachowaj tylko jedno białko. Utrzyj dwa żółtka z cukrem aż zrobią się gęste i jasnożółte, a następnie wymieszaj je z  pozostałym likierem i mascarpone, by powstał lekki jak pianka krem. Ubij białko na sztywna pianę. Delikatnie połącz białko z kremem i nałóż połowę mieszanki na warstwę biszkoptów. Ułóż drugą warstwę biszkoptów i przykryj je następna warstwą kremu.
 Przykryj naczynie folią i wstaw na noc do lodówki. Przed podaniem posym powierzchnię tiramicu warstwą kakao, przecierając je przez sitko.

*Zamiast Baileys, którego nie miałam dodałam adwokat. Także wyszło pyszne. :)

piątek, 20 listopada 2009

Sprostowanie

Przez chwilę mój blog miał adres fabryka-smakow.blogspot.com dopóki nie odkryłam, że blog o podobnej nazwie już istnieje. Przepraszam, za głupią pomyłkę. :)

czwartek, 19 listopada 2009

Żurawina

 Uwielbiam zestawienie smaku dobrze przygotowanego mięsa ze słodyczą. To jedno z moich ulubionych połączeń, bo czy jest coś lepszego niż doskonale zharmonizowane skrajności? Kiedyś, w Londynie, w eleganckiej restauracji jadłam krwiste mięso przekładane plastrami pomarańczy. Kocham też kaczkę, ze słodkimi gruszkami i żurawiną, lub indyka, z tym też samym owocem... Choć teraz, pisząc to, nie potrafię przywołać pod podniebienie dokładnych smaków i aromatów tych dań, wiem, że są jedyne w swoim rodzaju i niedoścignione w swojej doskonałości.

Weki z żurawiną robiłam niedawno razem ze świetną gospodynią- moją babcią :) W surowej postaci, te owoce mają bardzo cierpki i kwaskowaty smak, ale po ugotowaniu i doprawieniu sporą ilością cukru stają się słodkim, gęstym sosem. Dla mnie, oczywiście, najlepsze z mięsem, ale znajdują tez zastosowanie w deserach czy napojach. Ponadto, oprócz oryginalnego smaku, są tez podobno źródłem witamin i mają dużo właściwości leczniczych.
 Tak więc, nie pozostaje nic innego, jak zabrać się do roboty :) Bon apetit!

-1 kg żurawiny
-ok. 400 g cukru( w tym 100g cukru żelującego)
-paczka rodzynek

 Żurawinę razem  z cukrami i rodzynkami wrzucić do garnka. Gotować na małym ogniu, aż owoce puszczą sok i cała mikstura zgęstnieje.


*Podaje proporcje 'na oko', cukier powinien być dodany według własnego uznania.

wtorek, 17 listopada 2009

Muzyka i Jabłecznik Francuski :)

 Muzyka na pewno, w dużej mierze ma dla mnie charakter obowiązku. Potrzeba dyscypliny i cierpliwości, by poznać zasady, którymi się rządzi. Nigdy jednak nie przestane uważać jej za niezwykłą.  Jak powiedział T. Kotarbiński, muzyka jest sztuką cieszenia się i smucenia bez powodu. Jak dla mnie trafił w samo sedno. Jeśli uważnie słuchamy jej, potrafi poprawić humor lub wzruszyć. zachwycić lub przygnębić. Na tle naszych przeżyć i wspomnień budzi tak wiele emocji, ile chcących jej wysłuchać. Jest w Niej coś tajemniczego.

Wczoraj byłam na recitalu wiolonczelowym mojego Ojczyma, związanym z obroną jego doktoratu. Po Nim  wszyscy profesorowie akademii  w towarzystwie mojego ciasta i filiżanki kawy oceniali wykonanie. Oczywiście wszystko się udało, ale i ja miałam powody do dumy:) Po obradach usłyszałam wiele słów uznanie dla moich wypieków. Miłe, prawda? 


 Myślę, że tego ciasta nie trzeba zachwalać ;) Bon apetit!




JABŁECZNIK FRANCUSKI (przepis Mafilki )
Ciasto:
75 g miękkiego masła
150 g cukru *
1 łyżka cukru waniliowego
szczypta soli
2 jajka
100 g mąki pszennej tortowej
50 g mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
ok 3-5 średnich sztuk jabłek pokrojonych w 'szesnastki'

Masa jajeczno - śmietanowa:
50 g cukru
1 łyżka cukru waniliowego
2 jajka
150 g crème fraîche lub gęstej śmietany (np. Zott 18%)



Tortownicę o średnicy 24 cm delikatnie wysmarować masłem, piekarnik nagrzać do 170 stopni C. (z termoobiegiem).
W misce utrzeć masło ze 100 gramami cukru i 1 łyżką cukru waniliowego, dosypać wymieszane mąki z proszkiem do pieczenia i wbić 2 jaja. Ucierać aż masa będzie puszysta. Wyłożyć do tortownicy, wygładzić powierzchnię. Obrane i pokrojone w szesnastki jabłka wyłożyć na ciasto i lekko docisnąć. Piec 35 minut na środkowej półce piekarnika.
Śmietanę rozmieszać z pozostałym cukrem i cukrem waniliowym oraz jajami i wylać na podpieczone ciasto z jabłkami. Piec dalej jeszcze ok 25-30 minut. Po wyjęciu z piekarnika można oprószyć cukrem pudrem.





sobota, 14 listopada 2009

Szarlotka z młodych 'papierówek'

 Przepis zaczerpnęłam od Liski z White Plate. Był jednym z tych, który od razu trafił do mojej długiej listy i na szarym końcu, cichutko czekał na swoją kolej. Doczekał się i trafił do "elity". Szarlotka jest idealna, pod każdym względem. Pod względem kruchego, delikatnego ciasta. Jabłek, zanurzonych w słodyczy ciastek i nie małej ilości cukru jak i zapachu, który po kilkunastu minutach piecznia sprytnie wymyka się spod szczelnych ram piekarnika, by uczynić dom przytulniejszym. Dla mnie to zapach świąt. Zapach przypraw korzennych. Zapach bezpieczeństwa, ciepła i radości.. Mój Ulubiony :)
Ciasto:
  -200g masła pokrojonego w kostkę 
  -380g mąki
  -2 żółtka
  -łyżeczka proszku do pieczenia
  -60g cukru
  -opakowanie cukru waniliowego(opcjonalnie)
        Jabłka:
  -700g jabłek, obranych i pokrojonych w cienkie plasterki
  -2 łyżki soku z cytryny
  -  łyżeczka cynamonu
  -łyżeczka przyprawy do szarlotki
  -80g mielonych ciastek (używam digestive, lub innych pełnoziarnistych)
  -150g cukru
  -białko do posmarowania ciasta
 Piekarnik nagrzać do 200 st. C
 Masło siekamy z mąką wymieszaną z proszkiem. Dodajemy żółtka i cukier. zagniatamy gładkie ciasto, które dzielimy na 2 części-jedna ok. 1/3 większa od drugiej. Większą częścią wylepiamy spód i boki tortownicy, Nakłuwamy widelcem i wstawiamy do pieca na ok. 10 min.
 Jabłka łączymy z cytryną, cynamonem, przyprawą, cukrem i ciastkami. Wykładamy na podpieczony spód. Pozostałą część ciasta rozwałkowujemy na okrąg, układamy na jabłkach  i delikatnie sklejamy ciasto na krawędziach. Pieczemy ok. 50-60 min.


*z racji braku mielonych goździków użyłam przyprawy do szarlotki
*niestety, sezon na papierówki już za Nami, więc użyłam innych jabłek :)

Tytułem wstępu :)

 Zainspirowana cudownymi blogami kulinarnymi i zachęcona, przez radość, jaką czerpię z gotowania, otwieram własną 'przepisownię'. Mam nadzieję, że  pomoże mi Ona wzbogacać swoje doświadczenia kulinarne i będzie fajną zabawą. Początki nigdy nie są łatwe, więc proszę o wyrozumiałość, co do mojego małego doświadczenia w blogowaniu :)